sobota, 29 grudnia 2012

Lawiny, zagrożenie lawinowe – na dobry początek


Lawiny, zagrożenie lawinowe – na dobry początek


W ostatnich latach temat lawin i zagrożenia lawinowego stał się bardzo popularny.  Polska stara się poziomem świadomości doganiać kraje zachodnioeuropejskie, czy skandynawskie. Oprócz szkół wspinaczkowych i wysokogórskich, które jakby z komercyjnej  natury, zajmowały się tymi problemami,  problem  zagrożenia lawinowego zaczyna niemal nas otaczać.  Lawina powoli staje się poza niebezpieczeństwem obiektywnym i tematem tabu – ryzykiem świadomym. Kwestia przyjęcia tego ryzyka to już co innego – wg. opinii specjalistów  zdecydowana większość zasypanych przez lawinę zdaje sobie sprawę z zagrożenia.

Jednak nie o tym mowa.  Przez częste powtarzanie i nagłaśnianie informacji,  mamy porzucić stare nawyki i drogę łatwizny.  Łatwiznę, czyli rozwiązanie, że zagrożenie owszem jest, ale co my możemy właściwie zrobić, skoro nie da się go wykluczyć? Póki co, nas przecież nie dotyczy.  Poważniejsze zastanowienie przychodzi dopiero, przed samą wycieczką w góry.  No , ale co wtedy, w parę godzin pomiędzy pakowaniem plecaka, a wyjazdem możemy się dowiedzieć.  Ano nic. I właśnie takim sytuacjom ma zaradzić kampania podjęta na wielu płaszczyznach – kampania uświadamiania.  I także do tej kampanii chciałbym dołączyć.

Lawina ma stać się tematem, który weźmiemy sobie do serca i spróbujemy ograniczyć, zagrożenia jakie niesie. Ważne jest, żeby tylko nie pomylić tego  z lekceważeniem, bo nie w tym rzecz.
A problemem zagrożenia lawinowego, powinien zainteresować się każdy, kto jeździ w góry, albo planuje w przyszłości takie wyjazdy.  W Polsce, poza Tatrami, które przodują w tego typu wypadkach, niebezpieczeństwo zasypania  istnieje w Bieszczadach, Karkonoszach  czy w masywie Babiej Góry.  W innych rejonach praktycznie wypadki lawinowe nie występują , co nie znaczy iż ich nie ma, a zagrożenie nie istnieje. Teoretycznie na stokach o nachyleniu powyżej 20 stopni lawina może zjeść. Czyli generalnie w każdych polskich górach.
 Podstawowym pojęciem jest więc wiedza. Informacje jak lawiny powstają,  jakie warunki oddziałują na pokrywę śnieżną i jak ograniczyć niebezpieczeństwo zasypania są na wagę złota.  Jak wszędzie – bazą jest teoria i tą trzeba  zgłębić i zapamiętać.


Początkującemu turyście proponuję poszukiwania widomości jak zawsze zacząć od Internetu.  Znajdzie tam wiele informacji, także przygotowanych profesjonalnie.

Jakiś czas temu TOPR wrzucił wideo z „Akademii TOPR” – ponad 50minut przyjemnego materiału, który trzeba zobaczyć i od niego warto zacząć naszą przygodę z tematem lawin:



Na stronie Polskiego związku Alpinizmu znajdziemy także artykuły  w wersji PDF,  dotyczące zagrożenia lawinowego.
To tylko sugerowane opcje z wielu możliwych.

Druga sprawa to sprzęt i umiejętność posługiwania się nim. Nie bez podstawy piszę o tych dwóch aspektach urządzeń pomocniczych.  Lawinowe ABC + opcjonalne gadgety to podstawa.  Trzeba to mieć, bądź trzeba wypożyczyć w wypożyczalni. No albo kombinować w inny sposób – jak się chce to można.  Ceny niekiedy faktycznie bolą, szczególnie dla laików, jednak należy patrzeć na nie przez pryzmat naszego bezpieczeństwa. Często się słyszy, że na życiu się nie oszczędza – a tu o życie chodzi.
Głównie z powodu ceny, sprzęt lawinowy jest dla niektórych poza zasięgiem i w naszym kraju dopiero „raczkuje”. No wszak co innego dla nas 1000 zł, a dla Niemca 250 Euro, czyż nie? Nie ma tu jednak żadnego wytłumaczenia dla ignorantów.

W ubiegłym sezonie za temat „lawinowe ABC” wziął się TPN. W planach pojawiły się obietnice rozpowszechnienia sieci wypożyczalni sprzętu w miejscach, gdzie po prostu być powinien  – w schroniskach – nie wiem jak sprawa wygląda w tej chwili i ile z tego postulatu weszło w życie.
Umiejętność posługiwania się sprzętem jest równie ważna jak sam sprzęt. Posiadanie  detektora czy sondy niczego nie daje, jeśli nie umiemy się z nim sprawnie obchodzić. No liczę, że łopatę obsłuży każdy.  Tylko, że to nie wystarczy.  Jak powszechnie wiadomo, po wypadku lawinowym kluczową rolę odgrywa czas. A mamy go niewiele – w około 75% przypadków  - tylko 15 minut. Dla człowieka nieobytego z urządzeniem, które posiada – czas niewystarczający. Z tego tez powodu dużo czasu powinniśmy poświęcić na trening.  Najlepiej - jak niemal ze wszystkim – wyrobić sobie pewien nawyk, który w przyszłości sam nas będzie kontrolował. Jednak tego trzeba jeszcze  chcieć.
Poza tym sprzęt nie uprawnia do niepotrzebnego ryzykowania – w przypadku porwania przez lawinę niejako automatycznie tracimy pokaźny procent szans na zdrowy powrót do domu.
Teoria i sprzęt to tylko wierzchołek góry lodowej.  Lawiny to niebezpieczeństwo obiektywne  i wyeliminować  go nie można – my zmierzamy do jego ograniczenia. I w ramach tego, w założeniu będziemy zgłębiać coraz bogatszą wiedzę  i coraz bardziej doskonalić naszą znajomość używania ekwipunku.
 Poza tym trzeba nam praktyki.  A najgorsze, że kupić tego nie można, a trzeba doświadczyć. Co zrobisz – to twoje.  Im więcej wiesz, im więcej sytuacji analizujesz praktycznie – tym lepiej.
Oczywiście w doskonaleniu tym można być samoukiem i doskonalić się  poprzez wyjazdy, ale nie tędy droga. 

Trzeba zrobić kurs.  W obecnej chwili nie ma problemów z ich  dostępnością, a raczej wprost przeciwnie – z wyborem odpowiedniego spośród całej palety.  Oprócz samodzielnych kursów lawinowych, temat poruszany jest na innych kursach wysokogórskich. Turystycznych czy taternickich. To tylko najczęściej „liźnięcie” tematu i bardziej chodzi o to, żeby klient nie wyszedł po takim kursie bez podstawowej wiedzy, wszak  nie wypada.
Nas interesuje typowy, kurs  lawinowy. Cena to 300-350zł i więcej. Tu też ma znaczenie kto taki event prowadzi, bo  przeciwnie jak sądzą niektórzy – nie ma uregulowanej sprawy wymogów takich przedsięwzięć i może je organizować każdy na swoich zasadach.
Najlepszym rozwiązaniem są,  prowadzone przez osoby z międzynarodowymi umiejętnościami. UIAGM. Poza tym kursy prowadzą także ratownicy TOPR (napisałem „poza”,  a nie „i” , gdyż nie wiem  czy posiadają oni takowe uprawnienia), w systemie dwustopniowym i ta propozycja wydaje się godna polecenia. Ci ludzie po prostu mają doświadczenie i ogromną wiedzę.
Najczęściej po takim kursie osoba dostaje także materiały teoretyczne, więc można tam iść zupełnie na „Jana”.
Mnie wydaje się to jednak trochę nieodpowiednie – nawet logicznie rzecz biorąc – więcej zapamiętamy, mając jakiekolwiek pojęcie o temacie.
A tak właściwie, po co ten wpis? Pokrótce wyjaśniłem na początku – trzeba wspierać kampanię uświadamiania turystów o niebezpieczeństwie lawinowym i naszkicować jakieś linie tym, którzy  planują bliższą konfrontację z problemem lawin, a nie wiedzą od czego dokładnie zacząć.
Może komuś pomogę. Może kogoś uświadomię.  A na pewno będę miał satysfakcję J
Tomasz Duda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz